poniedziałek, 30 stycznia 2012

Rozdział I -część dalsza

Gdy Katarine przekroczyła próg domu od razu przywitała ją mama:
-Hej słonko ! Jak było w szkole ? Widziałaś się z koleżankami ?
-Było normalnie , nic specjalnego. Widziałam dziewczyny ale jakoś nie rozmawiałam z nimi za długo.
-Ale dlaczego ? -dopytywała dalej mama
-Chciałam sie skupić na lekcjach. Musze zdać w tym roku końcowe egzaminy najlepiej jak tylko można.
-Szukasz wymówek. Przyznaj sie słońce , że już zapomniałaś jak z nimi rozmawiać i myślisz , że przestaną cię wspierać. - w momencie tych słów Katy uroniła kilka łez. Poszła do swojego pokoju. Chciała podręczyć się jeszcze troche sama. Otworzyła wielki album ze zdjęciami, gdzie występowała razem ze swoimi przyjaciółkami . Spojrzała na fotografie, na której Vicky  robiła jakieś gimnastyczne akrobacje. Ona zawsze była pełna energii i rozbawiała wszystkich których miała koło siebie. Na następnej Lexi głaszcząca swojego małego kota . Lex czuła potrzebę pomagania. Każdy biedny człowiek i zwierze mogło znaleźć schronienie u niej w domu i liczyć na ciepły posiłek. Kolejne zdjęcie przedstawiało Lucy - po prostu uśmiechniętą. Katarine nigdy nie mogła uwieżyć w jej skromność , wrażliwość i pokorność.
W tamtym momencie pomyślała 'tęsknie za nimi'. Założyła w pośpiechu buty i pobiegła. Najbliżej jej domu znajdowała się posiadłość Torrensów , czyli rodziców Lucy. Pośpiesznie zapukała do drzwi . Otworzyła je jej przyjaciółka i zanim zdąrzyła wydusić słowo , Kat już ją mocno ściskała.
- Przepraszam ! -wykrzyczała Katarine
-Za co ?! Najważniejsze , że tu jesteś...
-Za to , że tak po prostu zamknęłam swój świat na was i waszą  pomoc.
-Ciii , nic nie mów . Po prostu wejdź do środka.
Po kilku minutach już siedziały w pokoju brunetki i przy kubku gorącej herbaty dyskutowały.
-...i kiedy wróciłam do domu po pogrzebie nie miałam ochoty na nic. Widziałam cały czas jego zdjęcie w ramce na komodzie i łzy same cisnęły się do oczu. Ja go na prawdę kochałam , wiesz ? Przy nim czułam , że mogę wszystko , że jestem na prawdę wyjątkowa..I po prostu odszedł...
- Rozumiem twój żal , lubiłam go . Ale serio chciałyśmy być dla ciebie w tych chwilach oparciem. Wiem , że nie było łatwo. Z resztą kiedy jest ? Koczowałyśmy pod twoim domem dzień w dzień. A co środę kładłyśmy na grobie kwiaty.
Po tych słowach Lucy obydwie dziewczyny sie rozpłakały i wpadły sobie w ramiona , jednak po kilku minutach :
-Luc ja na prawdę myślałam , żę opowiadanie wam o tym co czuję nie będzie was za bardzo interesować..
-Jak możesz tak mówić ?! Kochamy cie .
-Ja kochałam też jego , jego uśmiech i nawet nasze kłutnie. On niestety odszedł . Bałam się , że tez odejdziecie, że mnie zostawicie i bede sama. Bałam się samotności. Ale sama się do takiego stanu doprowadziłam , że oswoiłam się z czymś czego sie bałam.
Lucy zaniemówiła...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz