niedziela, 29 stycznia 2012

2.09.2012 Powrot do szkoły. Rozdział I.

Wrzesien .
Pierwszy dzien lekcyjny ostatniej klasy szkoły średniej. Katerine spojrzała ostatni raz w lustro. Uśmiechnęła się niechętnie do swojego odbicia, ostatni raz przeczesała włosy szczotą , następnie oznajmiła sama do siebie 'No to jestem gotowa.'. Ale czy tak było na prawde ? Nie była pewna. Udawała wmówić sobie ze to już czas wyjść z domu, wreszcie zobaczyć przyjaciółki i posłuchać zabawnych historii tych upalnych wakacji.
Kat opuściła dom . Szła powoli ulicami Nowego Yorku jak zaczarowana. Od momentu tragicznego wydarzenia na początku lipca raczej nie urządzała żadnych spacerów , unikała kogokolwiek.
Po pewnym czasie zauważyła mury swojej szkoły. Niechętnie przekroczyła drzwi budynku i od razu udała sie do swojej szafki. Podczas gdy otwierała drzwiczki usłyszała za sobą ciche wołanie.
-Katarine! Kat! - odwróciła się niepewnie.
-Witaj Lucy - przywitała dziewczyne całkowicie bez entuzjazmu-Jak wakacje?
-Kochana dlaczego pytasz o mnie?! Mow w tej chwili co u ciebie!Martwiłysmy sie .Nie odbierasz telefonu , nie odpisujesz na wiadomości. Nawet ani razu nie otworzyłaś nam drzwi...
-Być może dlatego, że nie było mnie w domu...
-To gdzie byłaś ?
-To tu, to tam.
-Daj spokój Katy..Wiesz ,że możesz na nas liczyć. Na każdą z nas. Codziennie stałyśmy pod Twoim oknem , nawet rzucałam kamieniami ...
-Słuchaj Lucy , pogadamy kiedy później. Musze iść.- Spławiła koleżankę i udała się do toalety. Zamknęła się w kabinie i to właśnie wtedy uderzyły w nią wyrzuty sumienia. Znała Lucy od przedszkola , a od zawsze się przyjaźniły. Wiedziała ze nie zawsze będą takie wyrozumiałe. Była świadoma , że współczucie kiedyś się skończy , że kiedyś słuch do końca o nim zaginie. Ona jednak ignorowała jedyne osoby na których zawsze mogła polegać. Niestety w momencie ,kiedy jej serce zostało połamane na miliony kawałków , Katarine zamknęła się na ludzi. Dopadł ją tak wielki żal ,że nie miała ochoty nawet z nikim rozmawiać.
Na korytarzu szkolnym , gdy przechodziła ,słyszała za sobą szepty. Czuła się obserowana. Nagle znienacka rzucił jej sie ktoś w ramiona.
-O rany Katy ! jesteś tu nie wieże. Modliłam się , żeby cię tu dziś zobaczyć ! -Krzyczała inna stęskniona koleżanka prosto do jej ucha.
-Hej Vicky .Wróciłam do szkoły
-Pozwolisz , że odprowadzę cię do klasy, pogadamy?
-Ok , niech będzie.
-Jak sie trzymasz? Wiem , że nie do końca chcesz o tym rozmawiać , ale moja mama widziała cię kilka dni na cmentarzu...
-Spędziłam tam ostatnio sporo czasu...-Odpowiedziała Katarine gapiąc się na swoje rozwiązane sznurówki.
-Pozwól sobie pomóc. Może spotkamy się we cztery jak za dawnych czasów, może po szkole? Obejrzymy jakiś film , po plotkujemy.
-Po szkole nie mogę...
-To może wieczorem ?
-Wiesz dzisiaj ogólnie jakoś mam mało czasu.
-Wykręcasz się. Jak chcesz to możemy pójść razem na cmentarz...-Gdy Vick wypowiedziała te słowa zadzwonił dzwonek.
-Przepraszam , muszę iść.
Przez reszte dnia unikała przyjaciółek.Od razu po angielskim , na który uczęszcza z Lucy uciekła do toalety , po francuskim ,gdzie siedziała całą lekcje w jednek klasie z Lexi unikając jej wzroku,uciekła do szatni , w której była pewna ,ze nie spotka żadnej z nich, natomiast po lekcji w labolatrium gdzie stolik obok siedziała Vicky ,urwała się już do domu.
Wracając ze szkoły próbowała wytłumaczyć sama sobie , dlaczego sie zachowywała tak okropnie. Na pewno chciała uniknąć pytań 'jak się masz' , 'otrząsnęłaś się', 'czy nadal cierpisz'. A ona nadal nie potrafi się pogodzić z tym że go straciła. Kiedy umierał miał na szyi łańcuszek z zawieszką z jej imieniem , a na siedzeniu obok w samochodzie leżał bukiet czerwonych róż.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz